niedziela, 14 lipca 2013

Czarny kot zwiastuje nieszczęścia. Prolog.


Nieduży chłopiec, być może około czteroletni, biegał po podwórku, a konkretniej ganiał wielkiego, czarnego jak noc kota. Kota, który bynajmniej nie należał do jego rodziny.
Nigdy wcześniej go nie widział, a kicia wyraźnie chciała się z nim bliżej zapoznać. Miała pecha, bo chłopiec zwierząt nie lubił, a futerkowych w szczególności. Być może wynikało to z tego, że jego rodzicielka unikała tych stworzeń jak diabeł święconej wody. Być może. W  każdym bądź razie, mały blondynek nagle złapał zwierzaka za ogon, a on zaczął przeraźliwie wrzeszczeć.  Tak – wrzeszczeć, bo miauczeniem tego nazwać nie można było.

Nagle zza płotu wyłoniła się dziewczynka prawdopodobnie w jego wieku, choć była dużo niższa.  Ciemne włosy miała związane w dwa, podskakujące na ramionach warkoczyki. Niewątpliwie była bardzo ładna.
Cóż z tego, skoro patrzyła na chłopca z niewyobrażalną złością w swych zielonych oczach?

- Dlaczego biegasz za moim kotkiem? – spytała niezwykle wyraźnie jak na swój wiek.
- Ja… - zaczął, ale nie wiedział, co ma powiedzieć. Przecież nie był doświadczony w rozmowach tego typu. Każdy go zawsze uwielbiał i dawał mu łakocie.

Teraz sprawy miały się nieco inaczej.
Nie zauważył, gdy kot … po prostu gdzieś uciekł. Skierował ponownie wzrok na dziewczynkę. W oczach małej zalśniły łzy.

- Mama mi powiedziała, że może będziesz chciał się ze mną bawić. Nie mam tu żadnej koleżanki, bo wczoraj tu przyjechaliśmy. Ale ty jest niedobry. Skrzywdziłeś Sprytula.
Chłopiec zakodował sobie w dziecięcym mózgu, że wrzeszczący, czarny potwór tak właśnie miał na imię, ale niewiele mu to pomogło, gdyż dziewczynka odeszła.

- Głupia – powiedział na tyle głośno, by usłyszała.

****

Prawie piętnaście lat później…

Andreas Wellinger siedział na lekcji. No tak – tylko siedział. W sensie czysto fizycznym, gdyż duchem przebywał na skoczni. Profesorka widocznie to zauważyła – a, że była to strasznie wścibska baba, która nie miała ani odrobiny zrozumienia – musiała się na niego uwziąć.
- Do odpowiedzi, chłopcze – stwierdziła sucho, jednak on nie ruszał się ze swojego wygodnego miejsca w ostatniej ławce pod samą ścianą.
Nagle niezwykle zainteresowała go gazetka tuż nad jego głową. Chociaż ok – interesowało go wszystko z wyjątkiem fizyki.

- Wellinger! – wrzasnęła, jednak on obdarzył ją tylko chłodnym spojrzeniem  i ponownie chamsko odwrócił się w drugą stronę.
Niech sobie krzyczy. Poskrzeczy, poskrzeczy i przestanie. Przerabiał to już milion razy zarówno z nią, jak i innymi nauczycielami.

Nie. Stop, Andi – pomyślał gwałtownie.
Przypomniał sobie, że przecież groziło mu  niezaliczenie całego semestru. Nigdy się tym specjalnie nie przejmował, jednak teraz, gdy częściej w szkolnych murach go nie było, bo  przecież wyjeżdżał na Puchar Świata, myśl ta jakimś cudem zrobiła niezły harmider w jego głowie.

- Weeeeeeellllingeeer! Wstajesz, czy mam cię czymś podnieść?!
Niechętnie, ale tak. Zrobił to. Powolnym, niemal żółwim tempem skierował się w stronę tablicy. Nie mógł odpowiadać z miejsca. Zasady fizyczki.

- Prawa Keplera, Wellinger – powiedziała wyraźnie zaskoczona tym, że chłopak w ogóle raczył wstać – Wszystkie trzy.
No tak.
Westchnął sfrustrowany. Znał tylko jedno i je powiedział. O pozostałych  nie miał zielonego pojęcia.

- Jeszcze dwa, Wellinger – odparła fizyczka.
Chłopak popatrzył na nią z nieukrywaną złością.

- Nie umiem – powiedział, a ona tak po prostu wybuchnęła śmiechem.

- Dostajesz dziś dwie oceny, Wellinger. Piątkę i jedynkę.

Chwila, czegoś tu nie rozumiał.
- Piątkę za znajomość jednego prawa, a tą mniej pozytywną ocenkę za to, że nie masz pojęcia, co się dzieje na lekcjach. Dwóch pozostałych nie omawialiśmy, Wellinger.

Fajnie wiedzieć.
- Coś jeszcze? – spytał.

Kobieta pokręciła przecząco głową, co oznaczało, że był wolny. A Andreas wolność rozumiał w sposób jednoznaczny. Podszedł do swojej ławki, wrzucił do niego niedbale prowadzony zeszyt i poobgryzany długopis. A później? Po prostu wyszedł z sali.
W środku lekcji.

- Welllllllllllllingeeeeeeeeeeeeer! – wrzasnęła kobieta ponownie, ale on niczego sobie z tego nie zrobił.
Trzasnął drzwiami, co miało być oznaką jego całkowitego lekceważenia tak niepotrzebnego dla niego przedmiotu.

Oczywiście jego zły i niefortunny dzień nie mógł się skończyć na tymże wydarzeniu. Nie, bowiem po schodach wchodziła właśnie czarnowłosa dziewczyna. Dziewczyna, której nienawidził od pierwszego dnia, gdy ją tylko poznał.
- Idzie czarownica! Ojej… a gdzie zgubiłaś swojego kota, co? Chyba wy się z nimi nie rozstajecie?

Tak. Chodziło mu o tego samego potwora, którego ganiał w dzieciństwie. Jakimś cudem -  ten wrzeszczący upiór -  jeszcze żył. Nic dziwnego – był pupilkiem wiedźmy. Na pewno go zaczarowała, napoiła magicznymi eliksirami, czy coś w tym stylu.
- Spierdalaj – powiedziała na pozór cicho, ale na tyle głośno, by zrozumiał.

I to zrobił.
Zrozumiał.
Spierdolił z tej zatęchłej budy, ale na pewno nie odczepił się od Sammi.

Uśmiechnął się szeroko sam do siebie, a wszystkie dziewczyny, które mijał po drodze, mało się nie  zabiły o własne nogi, gdy ujrzały ten - jakże cudowny i wymowny - widok.

13 komentarzy:

  1. Znalazłam teraz twoje opowiadanie :) I myślę, że będzie bardzo dobre, sama osobiście lubię Wellingera, choć osobiście wolę Geigera. Myślę, że Andi i ta cała czarnowłosa dziewczyna chyba jednak się polubią ;> Mam nadzieję, że wspomnisz choć raz w swoim opowiadaniu o Karlu, bałbym wdzięczna. :)
    Czekam na następny :)
    Pozdrawiam i weny.

    ps. Jeśli masz ochotę zapraszam do siebie:
    fantasy: http://norths-daughters.blogspot.com/
    o Marco Reusie: http://futballs-love-story-by-bvb.blogspot.com/
    o niemieckich skoczkach: http://jungen-ski-springere-aus-deutsch.blogspot.com/
    o Ville Larinto: http://love-by-suomi-makkihypaajaat.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ^^
      Ja też lubię Karla, ale właśnie wolę Andreasa. Akurat odwrotnie XD
      No i oczywiście, że o nim wspomnę. Nawet podczas dzisiejszej mej nocy bezsennej, zaplanowałam dla niego znaczącą rolę :D
      Na pewno, gdy znajdę wolną chwilkę, wpadnę do Ciebie! :D
      Pozdrawiam :*

      Usuń
  2. Świetny motyw z czarnym kotem :) Ciekawa jestem jak będzie dalej.

    Bardzo podoba mi się Twoja narracja. Obiektywnie rzecz biorąc moja ulubiona narracja, czyli narracja trzeciosobowa z mową fragmentami mowy pozornie zależnej (a więc ta jakby przepuszczona przez świadomość bohatera) jest najtrudniejsza i najprościej jest się w niej pogubić. A Ty radzisz z nią sobie bardzo dobrze. Twój narrator jest w fajny sposób ironiczny, ma dystans i poczucie humoru. A to bardzo lubię, więc już masz we mnie fankę ;)

    Jeśli chcesz nad czymś pracować to nad poprawnością językową. Masz duży potencjał w pisaniu, dlatego Cię do zachęcam do uważności w tej kwestii. Teraz wiele osób zupełnie na to uwagi nie zwraca, a szkoda, bo język polski może być naprawdę piękny i bardzo plastyczny.

    Serdecznie pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! :D
      Przyznam się bez bicia, że zazwyczaj pisałam w narracji pierwszoosobowej i to mi najbardziej leżało, ale stwierdziłam, że czas na zmiany ^^
      Na pewno będę pracować. W końcu - jak to mawia moja babcia - "nikt się z robotą nie urodził". Trzeba ćwiczyć ;)
      Jeszcze raz dziękuję <3
      Pozdrawiam :*

      Usuń
    2. Narracja 1-osobowa jest fajna, bo w zasadzie na wszystko można sobie w niej pozwolić. Przy takiej trzeba więcej autodyscypliny :D Trzymam kciuki i życzę powodzenia!

      Usuń
    3. Dokładnie. Kocham opisy przeżyć wewnętrznych, po prostu... ubóstwiam, a w trzecioosobowej trochę z tym jest ciężko, ale da się zgrabnie wybrnąć :)
      Trzymaj te kciuki, trzymaj, bo cud się chyba stanie, gdy wyjdzie to wszystko, co zaplanowałam xd
      Dziękuję <3

      Usuń
  3. zapowiada się na kolejne zajebiste opowiadanie :)

    dodaję do obserwowanych :)

    czekam na nexta.!

    weny kochana.!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję <3
      Kiedy next... sama nie wiem, ale wena mnie rozpiera od środka, tylko nie mam czasu pisać. Podejrzewam, że za dwa, no może trzy dni :)
      Pozdrawiam :*

      Usuń
  4. Z tym kotem to wymyśliłaś super :) Uśmiałam się. Świetnie się czyta twoje opowiadanie. Potrafisz wpleść ironię, opisy i dialogi, tak, aby do siebie pasowały, a to nie każdy potrafi :) Choc muszę przyznać, że jakos nie przepadam za blond-włosym Andim ( nie wiem czemu, ale przypomina mi plastikowego Kena). Jednak zapowiada się ciekawie już po samym prologu, więc na pewno będę czytac i to z dużą przyjemnością :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      A Andiemu włosy ściemniały przecież, o czym wspomniałam na początku rozdziału pierwszego :D Tak. Napisałam już, ale trzeba go jeszcze poważnie dopracować :)
      Pozdrawiam :*

      Usuń
  5. Cześć. ;)
    Trafiłam na Twojego bloga jakimiś dziwnymi, pokrętnymi ścieżkami, które za to uwielbiam.
    Jest Andi, jestem i ja.
    Niebanalne masz pomysły i umiesz je interesująco opisać, co jest kolejnym powodem, by dodać tego bloga do obserwowanych.
    Widzę, że masz jeszcze jedno opowiadanie, więc czekając na nowość tu, udam się tam. (trochę bez sensu to zabrzmiało, nie?)
    Pozdrawiam ;)
    a jeśli znajdziesz czas i ochotę, zapraszam do siebie (linki w profilu)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć i serdecznie dziękuję :)
      Cieszę się, że blog się podoba, a na drugiego również serdecznie zapraszam :D
      Na pewno zajrzę również do Ciebie (jednak to, gdy wyskrobię wolną chwilkę) :)
      Next... dziś, albo jutro, jednakże wolę nic nie obiecywać, gdyż już niejednokrotnie przkonałam się, że to nie jest zbyt dobra droga XD
      Pozdrawiam :*

      Usuń
  6. Czy kotek wabił się Azazello?

    OdpowiedzUsuń