niedziela, 23 marca 2014

Najwyższy! Przecież nie możesz ciągle rozpamiętywać tych ryb! Myśl o teraźniejszości, tylko o teraźniejszości, która nadal leży w łóżku. Rozdział piętnasty.


Sammi prawie wyzdrowiała co w sumie było bardzo dobrym omenem, gdyż Książę nie musiał obawiać się o siebie oraz o swoje dzieciaczki. Choć przed chwilą właśnie Gertruda kichnęła… Najwyższy spojrzał w stronę królewskiego terrarium, a następnie wziął jedną, śnieżnobiałą chusteczkę z wygrawerowanym wizerunkiem złotej korony i śpiesznym krokiem podążył obetrzeć nosek swej córeczce.
Tatuś zawsze będzie przy was, kochani. W szczęściu czy chorobie – nieważne, miłość ojca do dzieci nie zginie nigdy. Jest niezniszczalna, pamiętajcie o tym.

- Ciebie pojebało już do reszty, Wellinger? – cichy, nadal nieco zachrypnięty głos wiedźmy rozniósł się echem po pokoju, sprawiając, iż Władcy włosy zjeżyły się na głowie. Na pewno nigdy nie pozbędzie się tego strachu przed jej osobą. Na pewno. W głębi duszy postanowił, więc zadbać o jakieś dodatkowe zabezpieczenia dla Arnolda i Gertrudy. No przecież nie mógł ryzykować, tak?
Oczywiście, Najwyższy – jesteś jak zawsze nieomylny.

- A ty nie miałaś przypadkiem leżeć i oszczędzać gardła? – spytał nawet nie odwracając się w jej kierunku, skupiając całą swą uwagę na pająkach.
Dziewczyna tylko prychnęła pod nosem, odrzucając kołdrę na bok i próbując zejść z łóżka, co było ewidentnie nie na miejscu, a na dodatek tak bardzo zdeprymowało genialny umysł Najwyższego, że po prostu nie wiedział kiedy, ale momentalnie znalazł się przy niej i niemal siłą wepchnął z powrotem do łóżka.

- Gdzie ty się znów do jasnej cholery wybierasz?! – wrzasnął na całe gardło, a sama Sammi popatrzyła na niego z takim zdziwieniem, iż zadziwiająco szybko ucichł, a w pokoju tym samym zapadła kompletna cisza.
Najwyższy sam nie wiedział, dlaczego to zrobił. Być może przestraszył się, iż ta chodząca karykatura może znaleźć się za blisko jego dzieciaczków, a być może stało się to za sprawą tej kusej koszulki, którą ona miała na sobie…

Nie, wróć! To na pewno ten pierwszy powód, zdecydowanie!

- Czy ty przejawiasz oznaki troski o drugą osobę, Wellinger? – spytała wiedźma z wysoko uniesioną brwią, a jemu samemu zaschło w gardle, gdy dotarł do niego sens wypowiedzianych przez nią słów.
Do tego stopnia zaczęło męczyć go pragnienie, iż natychmiast musiał dostarczyć do swego organizmu potrzebną ilość jakiegokolwiek płynu. Nie odpowiedział, więc jej, ale momentalnie puścił brzeg kołdry, którą nadal miętolił między palcami, a następnie niemal na skrzydłach podbiegł do drzwi wyjściowych, by choć na moment uciec z tego przeklętego pomieszczenia.

Jakże, więc wielkie było jego zdziwienie, gdy drzwi same się otworzyły, a na dodatek tak gwałtownie i szybko, iż Książę, pod wpływem tej strasznej siły został pchnięty z powrotem w głąb pokoju, a przy okazji – na dodatek – wylądował w pozycji bliżej nieokreślonej na podłodze.
Spod byka spojrzał na winowajców całego zamieszania, nawet nie zwracając uwagi na wiedźmę, która wybuchnęła perlistym śmiechem.

No jakżeby mogło być inaczej. Wank i Kraus. Ci debile. Ci nędznicy!
Gdy tylko zorientowali się w całej sytuacji, również zaczęli się śmiać, za co zostali storpedowani kolejnym gromem przeszywających, królewskich spojrzeń.

Pierwszy opanował się Wank.

- Sorry, Andi. Mam nadzieję, iż nic ci się nie stało.
I już kiedy Najwyższemu przeszła przez mózg myśl, że pomoże mu wstać, on po prostu go wyminął, a następnie bezceremonialnie rozsiadł się na należącej do niego połowie łóżka, a następnie pochylił się w kierunku dziewczyny i ucałował ją w policzek. W Księciu  zaś wnętrzności zagotowały się niczym w jakimś kotle.

- Zaiste, Wank. – mruknął, ale nie w kierunku wspomnianego osobnika, gdyż spoglądał na ścianę  - Zaiste.
Kraus zaś uśmiechnął się szeroko, mrużąc przy okazji oczy i powodując, iż zamiast nich zauważyć się dały maleńkie, świecące szpareczki.

- Nie śmiej się Marinus, bo wyglądasz jak robal – wysyczał przez zaciśnięte zęby Władca, sprawiając, iż ten, który miał najkrótszy staż w ich kadrze, momentalnie przestał szczerzyć zęby do jego dziewczyny.
Chwila.

Moment.

Wellinger, opanuj się. Jakiej dziewczyny? No tak, być może, ale nie twojej. Hej, no przestań, bo zaraz załatwią ci wizytę u królewskiego psychiatry! Jasne, jakieś tam korzyści z tego są, bo dostaniesz w pełni płatne zwolnienie i będziesz poruszać się tylko w specjalnej, niezwykle wygodnej lektyce, ale jednak…
Już? Po kłopocie? Twój mózg odetchnął i rozpoczął normalną pracę? Tak?

No mam nadzieję.

A tak swoja drogą... wracając do tego pupilka zdechłej ropuchy (czyli Krausa rzecz jasna), to Władcy przypomniał się moment, gdy w wieku lat piętnastu – czyli już jako dojrzały i wszystkiego świadomy mężczyzna – chciał zobaczyć jak się łowi ryby. Wybrał się, więc z rybakiem zatrudnionym w swym zamku nad rzekę. Oh, ona była naprawdę niezwykłej urody. Wschodzące słońce wspaniale odbijało się od równej, niczym niezmąconej tafli krystalicznie czystej wody… No w każdym bądź razie dostał swoją wędkę, a mężczyzna mu towarzyszący podał mu złote pudełeczko, w którym miały znajdować się przynęty. Książę otworzył je i co ujrzał?
Roześmiane dżdżownice. I one miały dokładnie taką samą minę jak Kraus. Dokładnie taką samą…

- … No i ta impreza… - niepewny głos Wanka przebił się przez skorupę królewskich wspomnień niezwykle wyraźnie, sprawiając tym samym, iż rozsypały się one niczym zamki z piasku – …Ta impreza miałaby odbyć się za tydzień, kiedy ty byś już wróciła do sił.

- Impreza? Jaka impreza?
Najwyższy nim się zorientował, stał już na nogach, pochylając się nad Wankiem niczym sęp, który czeka na pożywienie. Bo w sumie to tak w istocie było. Władca na wszelakich potańcówkach zakrapianych alkoholem czuł się doprawdy wyśmienicie i można by było powiedzieć, że niczym ryba w wodzie.

Cholera, znów te ryby.
Może przejdziesz na dietę złożoną z tych stworzeń, Książę?

Wank tylko westchnął i odwracając się w jego kierunku, wyrecytował zapewne wyuczoną na pamięć formułkę:
- Z okazji zbliżających się Zimowych Igrzysk Olimpijskich wiadomo gdzie, wpadłem na pomysł, by zorganizować takie party, które byłyby podsumowaniem naszych przygotowań do tej prestiżowej imprezy.

Dumny uśmiechnął się sam do siebie.

- Ja też to wymyśliłem! – niemal płaczliwym tonem wtrącił Kraus – Nie zabieraj wszystkiego dla siebie Andreas!
Wank wychylił się zza Księcia (co według Najwyższego było niezwykle niegrzecznym gestem), zlustrował kolegę od stóp do głów widocznie nad czymś rozmyślając, a następnie  - jakby w przypływie olśnienia – uśmiechnął się szeroko.

- Nie bój się, kochanie. Nie wspominałem przecież o karaoke, które było przecież tylko twoim pomysłem.
Książę jęknął. No doprawdy… nie mogliby wpaść na coś bardziej oryginalnego? No ale już mniejsza o to. Dlaczego on się niby przejmował? No przecież to oczywiste, że gdy tylko dostawał do ręki mikrofon, przemieniał się w straszliwą sceniczną bestię.

I nim Najwyższy w ogóle się zorientował, dwaj przybysze wyszli. Opadł, więc bezwładnie na łóżko, a ból w lewej łopatce, który na pewno powstał w wyniku zderzenia z tymi przeklętymi drzwiami, zaczął niebezpiecznie pulsować na całe plecy.
Cholerni debile.

- Nie zabiłeś ich, to zawsze coś – mruknęła niespodziewanie wiedźma, a on odkręcił głowę w jej stronę, patrząc na nią ze zdziwieniem.  –No co? Przecież zachwiali twoje nienaganne Feng shui…
Książę przez chwilę analizował jej słowa w głowie, a następnie po prostu wybuchnął śmiechem, sprawiając, iż wyraz zaskoczenia tym razem pojawił się na twarzy Sammi, więc postanowił wyjaśnić:

- Sam fakt, iż ty jeszcze żyjesz, dowodzi temu, że oni chyba jeszcze nie zasługują na karę śmierci.
Jeb.

Nim się zorientował dostał poduszką w nos, ale jej nie odrzucił. Nie.
Nawet nie miał takiego zamiaru.

__________________
To doprawdy fenomen, iż mnie nachodzi wena, gdy mam chyba najwięcej do zrobienia. Wypracowanie z polskiego czeka do przepisania, angielski do ogarnięcia, przyroda do ogarnięcia geograficzna, no i historia na wtorkowy sprawdzian. I na prawko to przeklęte trzeba się uczyć. Eh.  I wszystko.
I po sezonie. No dlaczego ja ryczałam, cholera? (jak co roku zresztą). No ale było pięknie. No prawie, bo ten niedosyt jest, gdy oglądałam skoki Pieszczoszka w ostatnim czasie. No ale cóż - ma przyszłość świetlistą przed sobą :)
I.. dziewczęta. ROZPIEPRZYŁO MI SIĘ GG. Jeśli, więc któraś by się chciała ze mną skontaktować, to nie ma nawet jak. Normalnie... szlag mnie trafi. Oczywiście pobiorę je od nowa, jednakże dopiero mogę to zrobić pierwszego kwietnia, gdy będę posiadała nowy transfer.
Sylwuś, kochanie, to nie znaczy, iż nie robisz naszej listy. Ja ją chcę zobaczyć, gdy tylko już będę. Nie zapomnę o niej, o nie. ^^
I to tyle.
Buziaki! :*

sobota, 8 marca 2014

osobisty.

Tutaj znajdziecie wszelakie aktualności o moich blogach.
Jeśli miałabym coś zawieszać, usuwać, tworzyć nowego - tylko tam będą stosowne informacje, więc radzę po prostu obserwować, zadawać pytania.
http://personnellement-yprisja.blogspot.com/