poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Po prostu jest już za późno, Najwyższy. Rozdział szesnasty.


Może ta cała impreza nie była jakaś niesamowita, przecież Książę bywał już na lepszych, a na dodatek często znajdował się na eleganckich bankietach. I może Wank oraz Kraus nie spisali się jakoś nadzwyczajnie dobrze, a na pewno nie powinni zabierać się w przyszłości za organizację różnorakich przyjęć, niemniej jednego Najwyższy im zarzucić nie mógł -  mianowicie alkoholu.
Oh tak, wódka była doprawdy wybornej jakości.

Sam nie wiedział, kiedy wszystko wokół niego zaczęło jeździć w kilka różnych stron, a on stracił kontrolę nad tym, co mówił i robił. Dobrze, że Schuster jako jedyny jakoś się trzymał, a dzięki temu nie odbył się konkurs na jak najlepszy i najbardziej widowiskowy striptiz. Choć w sumie nagroda była dosyć… ciekawa.
Książę przyjrzał się niczego nieświadomej dziewczynie, którą miał wygrać  zwycięzca. Jakby nie patrzeć była dosyć smacznym kąskiem, choć ewidentnie znajdowała się w najniższej warstwie społecznej. Pf.. kelnerka.. co to niby za zawód? Przecież on już dawno wyszedł z użycia! Teraz była służka! O tak! No ale ślicznej blondi to i taki przydomek nie był w stanie zbrukać.

Właśnie, o wilku mowa, Najwyższy.
Dziewczyna popatrzyła na Władcę z pogardą w brązowych oczach, a następnie wyminęła go z wysoko uniesioną głową. Jasne, mógł się wcześniej powstrzymać i nie wsadzać łap do jej stanika, ale to tak tylko przypadkiem wyszło! No przecież! Niemniej oczywiście parszywe babsko o tym nie wiedziało. Trudno. Już wkrótce zawiśnie na królewskiej szubienicy za tą niewiarygodną zniewagę.

Albo jeszcze lepiej! Poprosi wiedźmę, by zamieniła ją w karalucha! Co w tym dziwnego? Ostatnio z tą czarnulą miał coraz lepszy kontakt, czyli w wolnym tłumaczeniu polegał on na tym, że ona nie rozmawiała z nim oraz nie wtrącała nosa do jego dzieciaczków najsłodszych, a on też nie zwracał na nią większej uwagi. Piękny układ, prawda?
A jeśli już o Sammi.. to gdzie ona właściwie była? Książę odwrócił swą głowę – ale na tyle wolno, by nie spadła z niej korona – i zobaczył ją z Karlem. Oczywiście nie powinno go to dziwić, przecież każdy w kadrze wiedział, iż byli przyjaciółmi, jednakże zaintrygował go fakt, że dziewczyna wypijała jeden kieliszek za drugim, wskutek czego była dziwnie wesoła.

No dobra, może lepiej w takim stanie nie prosić ją o czarodziejską przysługę. Jeszcze wiązka tajemnej mocy uderzyłaby w niego a nie tą służkę i wtedy to by dopiero był kłopot, bo wątpił, że zdecydowałaby się go przywrócić do pierwotnej formy.
Książę odwrócił wzrok od tej dwójki, a następnie spojrzał na zegarek. Nadeszła pora kolacji Arnolda i Gertrudy. Z największym trudem podniósł się z krzesła, na którym spoczywał, ale momentalnie zachwiał się na tyle mocno, że musiał chwycić się prowizorycznego blatu, by nie upaść i się kompletnie nie skompromitować.

Na szczęście nikt nie dostrzegł tego drobnego potknięcia. Każdy skupiony był tylko na sobie.
Najwyższy niepewnym krokiem udał się do pokoju, dobrze, iż sala, na której odbywało się całe przyjęcie była stosunkowo blisko od niego.

Jednak, gdy tylko uchylił drzwi, pierwszym, co zwróciło jego uwagę nie było terrarium. Nie ono, ale łóżko, a konkretniej to, co znajdowało się na nim.
Władca poczuł, iż w ustach momentalnie robi mu się sucho jak na pustyni, a oczy zachodzą mu gęstą mgłą. I naprawdę był już pewien, że zemdleje, ale w ostatniej chwili się opamiętał, gdyż jego królewska zawziętość wzięła nad nim górę, a wnętrze rozgotowało się z wściekłości. Na milion procent z czubka głowy buchały mu obłoczki pary.

Ah, no tak, przecież on tak naprawdę nie obejrzał do końca tego, co doprowadził go do takiego stanu!
Zdjęcia. Mnóstwo zdjęć. Autorstwa wiedźmy. Na których znajdował się tylko i wyłącznie on. Sęk w tym, iż został obnażony na nich ze swych królewskich szat, a w specjalnych programach graficznych podorabiane miał na przykład wielbłądzie kopyta, garby, krokodyle zęby, a nawet smocze łuski czy ślimacze rogi. Mało tego! Obok nich leżała karteczka z dopiskiem, który niewątpliwie przelał czarę goryczy, a mianowicie: „Prawda, że jestem genialna, a możliwości mego laptopa są przeogromne? Jeśli chcesz, zabierz sobie te zdjęcia na pamiątkę i opraw w ramki. Będziesz miał co pokazywać swym potomnym!”

Nawet nie wiedział, kiedy posłał swego zaufanego lokaja z natychmiastową informacją do królewskiego kata o przygotowanie szubienicy, a uprzednio sali tortur.
Jesteś skończona na amen, dziewczyno.

Zaiste.
Najwyższy udał się po więźnia…

 

* * * *

- A ty aby nie wypiłaś już troszkę za dużo, Sammi?
Głos Karla odwrócił jej uwagę od przyglądania się niebieskiej barwie drinka, który znajdował się tuż przed nią. Dziewczyna z odrazą skrzywiła nos, gdyż nigdy nie lubiła tego koloru z jednego konkretnego, ale jakże dobrego powodu.

Taki sam odcień miały po prostu oczy Wellingera.
Przeklęty debil.

Zerknęła na blondyna, który siedział obok niej. Zdecydowanie wyprzystojniał przez te ostatnie dwie godziny.
Uśmiechnęła się promiennie do chłopaka, który tylko westchnął głęboko, umożliwiając jej sięgnięcie po butelkę, która stała tuż koło niego, gdyż uprzednio po prostu ją zabrał.

Jednak niestety krople przezroczystej cieczy za nic nie chciały wlecieć tam, gdzie powinny czyli do kieliszka, a kolejne jej nieudolne próby tylko pogarszały całą sytuację. Jęknęła z niezadowoleniem, gdy butelka momentalnie znalazła się poza jej zasięgiem.
Kolejny już raz, choć była dorosła.

I już otwierała usta, już chciała po prostu nawrzeszczeć na Karla, że może robić co tylko jej się żywnie podoba, gdy zorientowała się, że – tym razem – to nie on był winowajcą całej tej sytuacji, gdyż przed nią stał nie nikt inny jak Wellinger we własnej, za grosz nie skromnej osobie.
- Zwariowałeś?! – krzyknęła, choć wiedziała, iż to raczej nic nie da, bo w tym jednym, jakże szczególnym wypadku, obaj z Karlem byli sprzymierzeńcami. Niespodziewanymi, ale jednak. Postanowiła, że nie będzie przebywać dłużej w ich towarzystwie.

Podniosła się z sofy i bez żadnych problemów ominęła swego największego wroga, którego perfumy niebezpiecznie drażniły jej nozdrza. Musiała się przewietrzyć. Teraz. Natychmiast. Zaraz.
- Gdzie ty się wybierasz?

Nie twój zasrany interes.
Oj, nie powiedziała tego? Szkoda, chyba zapomniała. To wszystko przez to, że głos tego człowieka rozrywał jej głowę na milion pulsujących żywym ogniem kawałków.

Naprawdę musiała wyjść z tego pomieszczenia.
I już prawie to zrobiła, prawie wydostała się z tego tłumu roztańczonych, upitych ludzi i już za moment miała postawić stopę na stosunkowo neutralnym gruncie, gdy znów poczuła obecność tego debila. Tuż za sobą.

Zorientowała się, jak wściekłość zaczyna brać nad nią górę, nawet nie wiedziała, kiedy się odwróciła i spojrzała na intruza z wyraźnym wyzwaniem.
Jednak rozłoszczony wyraz jego twarzy podziałał na nią co najmniej uspokajająco, gdyż momentalnie zamknęła się w sobie, chcąc uciekać od niego najlepiej jak najdalej.

- Widzę, iż postanowiłaś wybrać się na spacer, słonko. – powiedział niewiarygodnie spokojnym i nieco aż przesłodzonym tonem – Mam nadzieję, iż nie będziesz miała nic przeciwko, byśmy udali się na niego razem, prawda?
I nim zdążyła się zorientować, przerzucił ją sobie przez ramię i zaczął maszerować energicznym krokiem przed siebie. Tak bez trudu, jakby ważyła tyle co piórko! I nic nie pomogły wrzaski, uderzenia pięścią w jego plecy, wierzgania nogami. Nic, kompletnie.

W końcu po prostu się podała, zastanawiając się, gdzie jest najbliższy szpital psychiatryczny i w jakim czasie ewentualna karetka zdążyłaby dojechać do ich hotelu, by Wellingerowi nałożyć kaftan bezpieczeństwa.
Bo przecież jego zachowanie nie było normalne.

Absolutnie.

 

* * * *

Książę już niegdyś zorientował się, iż Sammi siłę miała. Przecież sam doświadczył tego, gdy przyłożyła mu w pysk za tą nieszczęsną piłkę.
Teraz też musiał nieźle się natrudzić, by jakimś cudem ją utrzymać, ale mu się udało. Doniósł ją do ich wspólnego pokoju, a następnie zamknął drzwi na klucz, by dziewczyna nie uciekła z tego jakże prowizorycznego lochu. Przecież musiał dbać o wszelakie standardy bezpieczeństwa!

Zrzucił swego więźnia na podłogę, a sam schylił się pod łóżko, gdyż był niemalże pewien, iż tam ostatnio zostawił swe królewskie kajdany.
- Co ty najlepszego wyprawiasz?!

Najwyższy westchnął zdegustowany, gdyż odpowiednich zabezpieczeń nie mógł nigdzie dostrzec,  na dodatek ta niegodziwa niewiasta skrzeczała mu tuż nad uchem. Trzeba jej uciąć język, wtedy problem się rozwiąże, a przynajmniej powinien.
- A ty co zrobiłaś?  - spytał odwracając się w jej stronę.  – Sponiewierałaś mój wizerunek!

Tak zdziwionej, ale zarazem przestraszonej jego nagłym wybuchem złości, wiedźmy nie widział nigdy. Dziewczyna automatycznie cofnęła się kilka kroków pod ścianę, by znaleźć się jak najdalej od niego.
Tak? Chcesz zabawy w kotka i myszkę? Wedle życzenia.

- Co to jest? – Książę ujął w dwa palce fotografię, na której miał akurat dorobione dwa wielkie kły. Wyglądał jak ewidentne zombie  z taniego horroru, którego nikt nigdy się nie bał
Dziewczyna popatrzyła na niego, udając kompletne niewiniątko.

- Twarzowe, prawda? – wyjąkała, a to pytanie było tą iskrą, którą rozbudziła ogień prawdziwej furii w Najwyższym. Jeszcze nigdy nikt go tak nie znieważył! Tak nie upokorzył! Tak nie zdenerwował!
Nim się zorientował, pokonał te kilka dzielących ich metrów i już miał zamiar wyciągnąć dłoń, by wyrwać jej serce, ale coś go powstrzymało. Coś, co zatrzymało go dosłownie milimetry od niej, coś, czego nie potrafił zidentyfikować ani nazwać, coś dziwnego, coś…

Nagle powróciło to, co gnębiło już od jakiegoś czasu. Ta myśl, która krążyła w jego głowie od kilku ostatnich tygodni…
Już, Najwyższy, spokojnie, opanuj się. To tylko ona. Jesteś pijany, nie myślisz racjonalnie…

On jednak doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że tu już wszystko jest przesądzone, a on sam znajduje się na przegranej pozycji, ale nabrał absolutnej pewności, gdy po prostu ją pocałował.
Tak jakby nigdy nic. Tak jakby wcale nie byli najgorszymi wrogami.

Tak jakby coś do niej...
To niemożliwe.

A jednak. Niemal fizycznie poczuł jej zaskoczenie, szok, początkowe odrętwienie, ale po chwili cała  bierność minęła, a dziewczyna oddała pieszczotę z identycznym zaangażowaniem, więc wiedząc, iż raczej nic nieprzewidywalnego nie powinno się mu już stać, pozwolił sobie na więcej, kładąc dłoń na jej nagim udzie, (gdyż krótka sukienka dawała duże pole do popisu), a ustami zjeżdżając na jej szyję.
I może mogli jeszcze to wszystko przerwać, pewnie tak, ale po prostu nie chcieli, a w chwili, kiedy cienkie ramiączko spadło z ramienia dziewczyny, oboje czuli, iż nie ma już sensu tego wszystkiego zawracać.

Później wszystko potoczyło się już bardzo szybko.

Królestwo zaś przez tą jedną, jedyną noc musiało się obyć bez władcy, a pajączki bez swojej kolacji.
________________________
Takim oto rozdziałem Madzia świętuje swoją osiemnastkę. :D
 Od dziś wszystko mi wolno. Ha! Również wprowadzać takie epizody w opowiadaniach jak ta powyższa końcówka, ale spokojnie...
Taratadaaaaam!...
...
Prawdziwa bomba dopiero zaczęła tykać, a na jej wybuch należy jeszcze trochę poczekać.
Ha!