niedziela, 1 lutego 2015

Musisz pokonać swój strach. Zapamiętaj, Władco - Najwyższy niczego się nie lęka. Rozdział dwudziesty drugi.


- Dziecko, błagam… - głos jej matki był przepełniony przede wszystkim troską – Musisz jeść. Doskonale przecież wiesz, iż zdrowe odżywianie to podstawa w twoim stanie.
Sammi pustym wzrokiem spojrzała na ciemnowłosą kobietę w średnim wieku. Jasne, może była świadoma tego, że w ostatniej chwili wyrwała się śmierci z kościstych szponów, jednakże bez jej ukochanego Sprytula dom, do którego wróciła trzynaście dni temu, nie był już tym samym miejscem. Westchnęła, w myślach odmawiając cichą modlitwę za duszę kota.

- Jadłam dwie godziny temu, mamo.  – mruknęła pod nosem – Naprawdę nie jestem głodna.
- Sammi, przecież to twoja ulubiona sałatka… - zaczęła jej starsza kopia, ale momentalnie umilkła zauważając spojrzenie, jakie posłała jej córka. – W każdym bądź razie, jeśli będziesz miała, ochotę, to wiesz, gdzie znajduje się lodówka.

Dziewczyna do drzwi odprowadziła ją jedynie wzrokiem. Nie wypowiedziała ani jednego słowa na pożegnanie, ponieważ po prostu nie widziała takowej potrzeby. Zresztą prawda była taka, iż nic już nie miało sensu.
- Sprytul… jak mi ciebie brakuje. – szepnęła, ale oczywiście nie uzyskała żadnej odpowiedzi. Poczuła, jak w oczach zbierają jej się słone łzy, ale nie chciała ryczeć. Nie teraz. Zresztą nie płakała od momentu, w którym ten cymbał zostawił ją w szpitalu.

Zostawił i już nie wrócił. Nie dawał znaku życia, choć doskonale wiedziała, iż cała kadra wróciła pięć dni temu. Cała – prócz Karla rzecz jasna, którego obejmowały jakieś więzienne procedury powrotu do kraju; nie do końca rozumiała, co one zawierały, ale póki co nie chciała się tym przejmować. Nie teraz.
I nagle – zupełnie niespodziewanie – do jej głowy przyszedł zupełnie szaleńczy pomysł. Pomysł, którego nie powinna realizować, ale ta cholernie buntownicza podświadomość aż krzyczała, że owszem – to rozwiązanie jest niemalże genialne, biorąc pod uwagę tą przerażającą samotność.

A później – zupełnie ignorując zdrowy rozsądek – podniosła się z łóżka i cichutko, uprzednio dokładnie sprawdzając, iż mama jest zajęta robieniem ciasta, ubrała się i momentalnie wyszła na podwórko.
Nic nie powstrzymało jej przed zerknięciem w kierunku domu Wellingerów, ale samochodu Andreasa nie było, co oznaczało zapewne to, że pojechał na trening (lub zupełnie gdzie indziej). Niemniej to nie tam chciała się udać, gdyż cel jej wędrówki był całkowicie inny.

Pragnęła zwykłego spaceru, ponieważ kilka spraw wymagało przemyślenia na rześkim, mroźnym powietrzu.

 

* * * *

Najwyższy podrapał się w czubek głowy i westchnął strapiony. Miał nieodparte wrażenie, iż ten harmider zaraz rozerwie mu mózg, ale postanowił być dzielnym.
Bo przecież doskonale wiedział, w jakim celu znalazł się w takim, a nie innym miejscu.

Zmrużył oczęta i jeszcze raz przyjrzał się tym wszystkim zwierzętom zamkniętym w metalowych klatkach, po czym z powątpiewaniem spojrzał na uśmiechniętego od ucha do ucha młodego sprzedawcę, który już raz oferował swą pomoc, ale Książę odprawił nędznego sługę z powrotem. Co on sobie do diabła wyobrażał?! Że jego Pan i Władca nie potrafi kupić jednego, potencjalnie małego wrzeszczącego stwora?
- A może jednak doradzę? Mamy piękne rasowe…  - niemniej urwał, gdy tylko zauważył ogień w oczach Najwyższego.

-Chcę zwykłego kota i takowego mi pokaż! Dachowiec pospolity! Przyjąłeś już do swojej przygłupiej główki, czego oczekuję?! – wrzasnął na całe gardło, tak głośno, iż chomik, który do tej pory przyglądał mu się z wielkim zainteresowaniem, szybciutko uciekł do swego domku i tam też zakopał się pod dosyć dużą stertą trocin.  – Natychmiast! Dawaj mi sierściucha, bo nie ręczę za siebie!
Pracownik sklepu zoologicznego aż podskoczył do góry ze strachu. W sumie to trudno się mu dziwić, prawdopodobnie nigdy jeszcze nie miał tak znerwicowanego klienta. Rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu wyimaginowanej pomocy, jednakże oczywiście radzić musiał sobie sam, dlatego policzył w myślach do dwunastu (jak zawsze uczyła go mamusia), zignorował nieco natrętnego gościa, a następnie wymownym ruchem dłoni zaprosił go do odpowiedniego działu.

Władca uśmiechnął się z wdzięcznością, a następne podążył zdecydowanym krokiem za tym niedorozwiniętym facetem. Z obrzydzeniem patrzył na te wszystkie mijane po drodze myszki, wiewiórki, a nawet jeże. W sumie cicho przeklinał ten pomysł, który kazał mu przyjechać aż tutaj. I to na dodatek po kota. Kota, czyli stworzenie należące do gatunku zwierząt zawsze go nienawidzących. Bardzo wyrazisty dreszcz wstrząsnął jego delikatnym ciałkiem, a jęk uwydatniający to przeogromne cierpienie słyszały chyba wszystkie potwory, ponieważ momentalnie milion par złoto-zielonych oczu skierowało swe ufne spojrzenia na jego skromną osobę.
- Proszę wybrać.  – Książę usłyszał cichy głosik tuż za swymi plecami – Chciał pan dachowca. Tutaj wszystkie są właśnie takie. Wedle życzenia.

Naprawdę mało brakowało, by mocny, nagły szloch wstrząsnął Najwyższym. W jego przepięknych niebieskich tęczówkach już powoli zbierały się słone łzy, co spowodowane było przede wszystkim strachem. Bo tak – bał się tych wrzeszczących potworów.
Mimo wszystko przypomniał sobie, dlaczego tu jest. Dla Sammi. Bo jej Sprytul umarł właśnie przez niego, a on  - choć w minimalnym stopniu  - chciał odkupić swe winy. Dlatego też momentalnie opanował odruch wymiotny, a następnie przyjrzał się wszystkim klatkom. I już w tamtej chwili wiedział, który z nich pojedzie jego wypasionym samochodem.

- Chcę tego. – powiedział zdecydowanie, a następnie wskazał na kota, który jako jedyny nie patrzył na niego tak, jak to robiły pozostałe sierściuchy, ponieważ w tych wielkich oczach zauważył przede wszystkim identyczną chęć opanowania świata, jaką sam posiadał. Nawet futro miał interesujące. Prawie całe białe, tylko w jednym miejscu, tuż nad lewym okiem, dało się dostrzec malutką, brązową łatkę.
A kiedy już wybrane stworzenie wylądowało na jego rękach, nie podrapało go od razu, ale dalej pozostawało w postaci godnej samego Sfinksa. Z tego też powodu Władca, z  przyczyn bliżej niewyjaśnionych, spojrzał na kota i uśmiechnął się pod nosem.

Nie byłby jednak sobą, gdyby nie ostrzegł go przed strasznymi konsekwencjami ewentualnego nieposłuszeństwa.
- Pamiętaj, zwierzu.– powiedział głośno i wyraźnie, a uszy kociaka prawie niedostrzegalnie poruszyły się, co było niepodważalnym dowodem na to, iż uważnie słuchał swego tymczasowego właściciela. – Jeśli choć jedynym pazurkiem zarysujesz moją piękną tapicerkę, to powieszę cię na pierwszej lepszej gałęzi, zrozumiałeś?

Ciche miauknięcie oznaczało zapewne zgodę na warunki postawione przez Najwyższego.

 

* * * *

Rodzice zawsze uczyli ją, że nie chodzi się środkiem jezdni, ponieważ może rozjechać ją samochód, a wtedy powstanie z niej marmolada o smaku Sammi, jednakże w tej chwili całkowicie zapomniała o tym zakazie i bezceremonialnie maszerowała właśnie w ten sposób. Wiedziała przecież, iż ta droga z reguły jest nieuczęszczana przez nikogo, a na pewno nie przez zmechanizowane, straszne maszyny.
Szła i myślała.

O wszystkim. O tym, że cudem przeżyła, że uległa temu pierdolonemu urokowi Wellingera, choć zawsze broniła się przed taką myślą rękami i nogami, że Karl, który był jej przyjacielem, tak naprawdę był w niej na zabój zakochany, a przy okazji chory psychicznie, że Sprytul umarł, bo zjadł trutkę podłożoną przez tego padalca, że …
Że do jasnej cholery! Że beznadziejnie się zakochała, co nie powinno mieć miejsca. Nigdy. A na pewno nie zaraz po rozstaniu z Martinem, który przy okazji okazał się być po prostu niedojrzałym dzieciakiem.

Wzniosła oczy ku niebu, jakby w ciężkich, śniegowych chmurach mogła dostrzec coś, co pomogłoby jej wybrnąć z tej chorej sytuacji, ale rzecz jasna nic tam takiego nie odnalazła. To właśnie jej zasrane szczęście…
Niemniej nie dane jej było długo postać w takiej właśnie pozycji, gdyż głośny samochodowy klakson, którego dźwięk rozległ się tuż za jej plecami, skutecznie ją wystraszył do tego stopnia, iż momentalnie odskoczyła na bok, a do jej krótkich kozaczków wpadła znaczna ilość śniegu, która już po chwili zaczęła przemieniać się w wodę.

Ale nie to miało teraz znaczenie, ponieważ szybciutko w jej mózgu zakodowała się myśl, że to przecież auto Wellingera. Nikt inny  - w promieniu kilkudziesięciu kilometrów – nie poruszał się żółtym, niemalże kanarkowym pojazdem. Przeklęła pod nosem, a następnie zaczęła się modlić, by były to po prostu straszne zwidy, jednakże to coś, co jakże dokładnie odznaczało się na tle białego śniegu, nie znikało, a nawet wręcz przeciwnie – podjechało tak, iż drzwi od strony pasażera znalazły się milimetry od jej własnej kurtki, a następnie po prostu się otworzyły.
A raczej otworzył je Andreas, niemniej to już nie miało większego znaczenia.

- Wsiadaj. – powiedział krótko, a kiedy ona nadal stała w jednym i tym samym miejscu, przeszył ją  gromiącym spojrzeniem i niemal wrzasnął – Sammi do jasnej cholery! Stoisz w zaspie, w butach masz pewnie mokro, a pragnę ci przypomnieć, iż niedawno przeszłaś ciężką operację! Nikt nie powinien wypuszczać cię samej, dlatego wsiadaj! Nie chcę słyszeć ani jednego słowa sprzeciwu!
Czarnowłosa spojrzała niepewnie najpierw na niego, a następnie na miejsce, które miała zająć, ale niestety szybko doszła do wniosku, że miał rację. Do domu pozostał jej szmat drogi, a perspektywa dalszej wędrówki w przemoczonych kozakach nie była ciekawym rozwiązaniem. Spotkanie z nim było zaś czymś nieuniknionym, dlatego westchnęła głęboko, jakby starając się dodać sobie odwagi i wsiadła do środka.

- Sammi…  - zaczął chłopak, ale szybko urwał, gdyż gdzieś z tylnego siedzenia, dobiegło ich ciche miauczenie. Dziewczyna zmarszczyła brwi, bo przecież niemożliwe by było, aby ten człowiek woził ze sobą kota. Całkowicie ignorując, więc jego rękę, którą próbował zagrodzić jej dostęp do wiadomego miejsca, nachyliła się i  - po przesunięciu o kilka centymetrów jego kadrowej kurtki – jej oczom ukazało się prześliczne kociątko, które grzecznie leżało zwinięte w kłębek z nosem wtulonym w rękaw wykładany polarem.
Zamurowało ją. Autentycznie ją zamurowało. Przez chwilę nie wiedziała, co ma zrobić, ale kiedy tylko oczy zwierzaka skrzyżowały się z jej spojrzeniem, była pewna, że musi go wziąć na ręce. Tak też uczyniła.

- Cześć, słodziaku. – szepnęła, głaszcząc białe, gładkie futerko – Jak ty się tu znalazłeś, co?
Uśmiechnęła się szeroko, kiedy śliczne małe stworzonko zaczęło radośnie mruczeć.

- Po prostu go kupiłem.  –odezwał się Wellinger, a Sammi momentalnie przypomniała sobie o jego obecności. – Doszedłem do wniosku, iż należy ci się nowy kot, po tym jak ten czarny rupeć zeżarł tą otrutą mysz. Bardzo mi się spodobał i uznałem, że będzie idealny… No i nazwałem go Welli. Tak na wszelki wypadek, byś o mnie nie zapomniała.
Dziewczyna popatrzyła na chłopaka z niedowierzaniem, a następnie przeniosła prawie nieprzytomne spojrzenie na kociaka, który wygodnie ułożył główkę na jej kolanach i zapadł w głęboki sen.

- Ale …  - zaczęła, choć nie do końca wiedziała, co ma powiedzieć – Ale ja nie mogę go przyjąć. To nie chodzi o to, że mi się nie podoba, czy coś takiego, bo jest naprawdę śliczny… – momentalnie sprostowała widząc zaskoczone spojrzenie Wellingera – niemniej on kosztował i …

Nie skończyła. Nie pozwolił jej tego robić, ponieważ dość szybko zamknął jej usta pocałunkiem. I choć w pierwszej chwili chciała go odepchnąć, nie zrobiła tego, ponieważ przypomniała sobie o tym wszystkim, o czym myślała przed jego nagłym pojawieniem się.
- Mówiłem już, że nie chcę słyszeć słowa sprzeciwu, prawda? – spytał cicho, a ona jedynie pokiwała głową, bo nie była w stanie oderwać spojrzenia od jego błyszczących, błękitnych tęczówek.  – No to się cieszę, bo gdybyś go teraz nie przyjęła, prawdopodobnie osobiście podrzuciłbym go do twojego pokoju. Wiesz… u mnie zjadłby Arnoldka i Gertrukę.

Roześmiała się. Pierwszy raz od pewnego czasu tak naprawdę beztrosko się roześmiała. I była to wyłącznie zasługa Wellingera, przez którego tyle razy płakała.
Cóż za życiowy paradoks.
 
______________________________
Bo nie ma to jak odpowiednia motywacja.
Postanowiłam, że rzucę wszystko i napiszę ten rozdział, by wstawić to tego, a nie innego dnia.. Mam dziś pewną twórczą rocznicę. Dokładnie rok temu, 1 lutego, światło dzienne ujrzał epilog u Wojtusia. Opowiadania, do którego powracam codziennie. Opowiadania, które jako chyba jedyne pokochałam i naprawdę jestem z niego dumna. W końcu opowiadania, które jako pierwsze w życiu skończyłam.  Niektórzy śledzili walkę Wojtka, drudzy nie. Tych, którzy nie odwiedzili tamtego bloga, serdecznie zapraszam na: chora-ambicja.blogspot.com/ .
A jeśli już mowa o skończonych rzeczach...
po pierwsze - pozostały jeszcze dwa rozdziały do końca i epilog. To jest niepodważalna decyzja i nie ma od niej odwołania.
po drugie - kończą mi się ferie, jutro zmierzam do szkoły. Na pewno w przeciągu dwóch tygodni nie będzie tu nic, bo w Walentynki mam olimpiadę, a do tego czasu znikam z tej sfery.
po trzecie - kiedy już powiemy au revoir Księciulkowi, trzeba coś pisać. Na pewno będę na Idealnych Wadach, ale myślałam, by znowu kontynuować coś skocznego. No i tak.. co powiecie na Jakusia, który jeszcze nie przyrządził tych swoich ryb i utknął chyba na drugim rozdziale? kiedyś trzeba go polskiego nauczyć :p
A teraz uciekam do wypracowania z polskiego.
Buziaki, słoneczka! :*

47 komentarzy:

  1. Aj Welli, Ty to jesteś. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Zauroczona tym potworem jestem, bardzo<3
    I jak tu sobie wmówić, iż przedstawicie gatunku męskiego się nie zmieniają, jak tu taki przykład serwujesz Kochana, co? Oczywiście to nadal jest wielki pan księciunio, który grozi zwierzęciu powieszeniem za zniszczenie tapicerki, ale przecież nikt chyba nie chce żeby zamienił się w schematowy, podręcznikowy ideał.
    No i kotek Welli. Sama mam pod dachem puchatego Welliego i chyba to imie nie wpływa na to, że zwierzak jest miły i grzeczny. No a Sammi będzie dwa uparte Wellisie na głowie mieć teraz:P
    Trzymam kciuki za olimpiadę, pisanie i wszystko. A Wojtka to wiesz, nie da się nie zapamiętać. Buziaki<3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam takiego stwora :D Faktycznie - nie jest zbyt grzeczny :P
      Dziękuję skarbie! :*

      Usuń
  3. Próbuję zachować powagę, a tu nagle piszesz "Pan i Władca" i przypominają mi się wszystkie opowieści mojej polonistki w liceum o jej życiu prywatnym...Psychika zniszczona do końca życia.
    Interesujący kot. Jeśli naprawdę choć w połowie będzie podobny do Księcia, to będzie bardzo z nim ciekawie:D
    W sumie ten "prezent" i odkupienie win...prawie romantyczne. No, no, kto by się spodziewał.

    Koniecznie muszę w końcu nadrobić tamten blog o Wojtku. Aż mi wstyd, że tego jeszcze nie zrobiłam. Ostatnio za bardzo zaniedbuję bloggera, kto by pomyślał, że szkoła tak da się we znaki.
    W każdym razie kocham to, co piszesz, więc pisz jak najwięcej <3

    Powodzenia na olimpiadzie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochanie, ja się nie gniewam, że nie czytałaś Wojtka, naprawdę ;)
      Dziękuję! :*

      Usuń
  4. Najwyższy...! <3
    Jak ja go kocham...! Rozdział mistrzostwo, zresztą jak poprzednie. Jejku... Jak ja jestem ciekawa, co Ty tam wymyślisz na zakończenie!... No, ale będę czekać cierpliwie. I trzymać kciuki 14 lutego! Powodzenia, weny, czasu, odpoczynku :* Trzymaj się, Kochana! :)
    - Ada

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zakończenie juz dawno jest już wymyślone, a epilog napisany. To tylko kwestia stworzenia tych dwóch rozdziałów. :)
      Dziękuję, złotko! :*

      Usuń
  5. Rozbrajasz mnie dziewczyno! Piszesz świetnie, a ta scena z wybieraniem kota i tym pocałunkiem w samochodzie i tekst, że musi go przyjąć, bo u niego zje Arnoldka i Getrutkę majstersztyk! Czekam na więcej! Szkoda, że już kończysz bo to świetne opowiadanie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, kochanie - wszystko musi się kiedyś skończyć :)

      Usuń
  6. Wellinger, ty nie przestaniesz mnie zadziwiać! Tyle poświęcenia, a to wszysto aby Sammi wybaczyła :) Aż się łezka w oku kręci :p Dobrze, żeś jej nie rozjechał, bo byłby klops a raczej marmolada! Swoją dorogą Wiedźma nie powinny tak uciekać z domu nic nikomu nie mówiąc... Dobrze, że Karl siedzi, ale on tu chyba jeszcze namiesza, nie? :D
    Naprawde tlko 2 części i epilog? :( Chociaż skoczne wszystko przeczytam <3 Mi również wczoraj skończyły się feria... :/ Pozdrawiam i powodzenia na olimpiadzie!!!

    OdpowiedzUsuń
  7. "To jest niepodważalna decyzja i nie ma od niej odwołania." to ja sobie złożę apelacje, o!

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja mam takie pytanie w związku z Twoja niepodważalna decyzja zakończenia tego opowiadania. Stworzysz nowego Księciunia?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie. Księciunio może być tylko jeden.
      Kiedy już to skończę, będę wyłącznie u Kamila oraz Rozalii i u Jakusia

      Usuń
    2. Kiedy kolejny rozdział?

      Usuń
    3. Szczerze? Nie wiem. Nie mam ani słowa z ewentualnego rozdziału.

      Usuń
  9. Piszesz następny rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  10. Kiedy kolejny?

    OdpowiedzUsuń
  11. Czekam niecierpliwie, wiem, że pewnie nie możesz.pisać, ale nie wiesz kiedy kolejny?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie po maturze. Ostatni egzamin mam 20 maja. Przepraszam, że tak późno.

      Usuń
  12. Co tak długo nie ma kolejnych rozdziałów? :(
    Dopiero skończyłam czytać. Naprawdę jestem pełna podziwu. Wzruszyłam się momentami tak strasznie że nie mogłam przestać płakać przez spokojnie kilkadziesiąt minut. Przykro mi że dopiero dzisiaj znalazłam twój blog ale lepiej późno niż wcale prawda? :) tak więc to jest cudowne 'odpowiadanie' i ze zniecierpliwieniem czekam na ciąg dalszy. Bo dawno nie pisałaś :( :*
    Pozdrawiam. Marta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa, skarbie, ale rozdziały będą dopiero po maturze. Przez ostatni miesiąc autentycznie zapomniałam, że takie coś jak Blogger istnieje, co w pełni oddaje moje zaangażowanie, jeśli chodzi o naukę, co jest w tej chwili moim jedynym priorytetem.

      Usuń
    2. No to czekam dalej :*
      Koniecznie nie zapomnij o pisaniu.
      I powodzenia na naturze

      Usuń
  13. Uwielbiam po prostu kocham tego bloga czytałam wiele blogów o Andim ale żaden nie był tak śmieszny jak ten. Rozwalasz system z tym , że Andi użala się nad sobą i swoimi kochanymi pajączkami , w niektórych momentach najzwyczajniej w świecie płakałam ze śmiechu. Najlepsze opowiadanie na świecie.Fajnie , że pojawiły się w Księciuniu jakieś ludzkie uczucia a wiadomo , że u niego to z tym ciężko. Powodzenia na maturze i cierpliwie czekam na kolejne rozdziały (niestety ostanie już :( ) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  14. kocham twoje opowiadanie!!!!!!!!
    Serdecznie zapraszam do opowiadania o Andym
    http://wakemeupjumping.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  15. Kocham ich!!!! Nie zapomnij o tym blogu! Napisz coś nie długo<3 Proszę:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie :D Ostatnia matura była wczoraj, także może nawet dziś spróbuję coś naskrobać :P

      Usuń
  16. Właśnie jak tam matura? Wszystko poszło zgodnie z planem? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz ciężko powiedzieć. Dowiem się pod koniec czerwca :)

      Usuń
    2. Będzie dobrze coś o tym już wiem :) w końcu matura to bzdura :)
      trzymam kciuki, że będzie dobrze :D

      Usuń
  17. Ciesze się, że wracasz do opowiadania. Nie moge sie doczekać kolejnego rozdziału!!! Trzymam kciuki za wyniki matury! Czekam z niecierpliwością.

    OdpowiedzUsuń
  18. Czy są zdjecia bohaterow??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie. Czy to jest w ogóle konieczne? Bo moim zdaniem w niektórych przypadkach po prostu bezsensowne.

      Usuń
  19. kiedy kolejny?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staram się jak mogę. Brakuje mi malutkiego kawałeczka, który kompletnie nie chce się skleić. No ale cóż. Weny nie można pokonać.

      Usuń
  20. Jeszcze dwa rozdziały? Jak skończysz to obrobie to opowiadanie i będe czytała!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nieco się pozmieniało, więc jeden rozdział i epilog :)

      Usuń
  21. Bardzo lubie twoje opowiadanie, chociaż troszke irytuje mnie fragment z tym atakiem prze Karla

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy może mieć swoje zdanie na jakiś temat :)

      Usuń
  22. Powiem Ci, że momentami mam wrażenie, że nie tylko Geiger ma chorobę psychiczną ;D Co nie zmienia faktu, że uwielbiam Księciunia. I Sammi raczej podziela moje zdanie. W tym kotkiem to ją do reszty podbił, jestem tego absolutnie pewna.
    Fakt, zmartwychwstanie jak z 'Mody na sukces', ale jakoś jestem gotowa bez zastrzeżeń przyjąć to rozwiązanie :D
    I jeszcze mi się skojarzyło, że każda mamusia by najchętniej z miłości swoje dziecko przekarmiła. Sammi nie jest jedynym przypadkiem. Taka refleksja przy okazji Dnia Matki ;)
    buziak, słońce :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja do tej pory pamiętam odcinek, gdy Taylor zmartwychwstała! :D Bo tak. Bardzo lubiłam ten serial :p
      Buziaki, kochanie :*

      Usuń
  23. Kiedy kolejny??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. postaram się dziś, aczkolwiek nic nie obiecuję, gdyż zmagam się z anginą.

      Usuń