Może ta cała impreza nie była
jakaś niesamowita, przecież Książę bywał już na lepszych, a na dodatek często
znajdował się na eleganckich bankietach. I może Wank oraz Kraus nie spisali się
jakoś nadzwyczajnie dobrze, a na pewno nie powinni zabierać się w przyszłości
za organizację różnorakich przyjęć, niemniej jednego Najwyższy im zarzucić nie
mógł - mianowicie alkoholu.
Oh tak, wódka była doprawdy
wybornej jakości.
Sam nie wiedział, kiedy wszystko
wokół niego zaczęło jeździć w kilka różnych stron, a on stracił kontrolę nad
tym, co mówił i robił. Dobrze, że Schuster jako jedyny jakoś się trzymał, a
dzięki temu nie odbył się konkurs na jak najlepszy i najbardziej widowiskowy
striptiz. Choć w sumie nagroda była dosyć… ciekawa.
Książę przyjrzał się niczego
nieświadomej dziewczynie, którą miał wygrać zwycięzca. Jakby nie patrzeć była dosyć
smacznym kąskiem, choć ewidentnie znajdowała się w najniższej warstwie
społecznej. Pf.. kelnerka.. co to niby za zawód? Przecież on już dawno wyszedł
z użycia! Teraz była służka! O tak! No ale ślicznej blondi to i taki przydomek
nie był w stanie zbrukać.
Właśnie, o wilku mowa,
Najwyższy.
Dziewczyna popatrzyła na Władcę
z pogardą w brązowych oczach, a następnie wyminęła go z wysoko uniesioną głową.
Jasne, mógł się wcześniej powstrzymać i nie wsadzać łap do jej stanika, ale to
tak tylko przypadkiem wyszło! No przecież! Niemniej oczywiście parszywe babsko
o tym nie wiedziało. Trudno. Już wkrótce zawiśnie na królewskiej szubienicy za
tą niewiarygodną zniewagę.
Albo jeszcze lepiej! Poprosi
wiedźmę, by zamieniła ją w karalucha! Co w tym dziwnego? Ostatnio z tą czarnulą
miał coraz lepszy kontakt, czyli w wolnym tłumaczeniu polegał on na tym, że ona
nie rozmawiała z nim oraz nie wtrącała nosa do jego dzieciaczków najsłodszych,
a on też nie zwracał na nią większej uwagi. Piękny układ, prawda?
A jeśli już o Sammi.. to gdzie
ona właściwie była? Książę odwrócił swą głowę – ale na tyle wolno, by nie
spadła z niej korona – i zobaczył ją z Karlem. Oczywiście nie powinno go to
dziwić, przecież każdy w kadrze wiedział, iż byli przyjaciółmi, jednakże
zaintrygował go fakt, że dziewczyna wypijała jeden kieliszek za drugim, wskutek
czego była dziwnie wesoła.
No dobra, może lepiej w takim
stanie nie prosić ją o czarodziejską przysługę. Jeszcze wiązka tajemnej mocy
uderzyłaby w niego a nie tą służkę i wtedy to by dopiero był kłopot, bo wątpił,
że zdecydowałaby się go przywrócić do pierwotnej formy.
Książę odwrócił wzrok od tej
dwójki, a następnie spojrzał na zegarek. Nadeszła pora kolacji Arnolda i
Gertrudy. Z największym trudem podniósł się z krzesła, na którym spoczywał, ale
momentalnie zachwiał się na tyle mocno, że musiał chwycić się prowizorycznego
blatu, by nie upaść i się kompletnie nie skompromitować.
Na szczęście nikt nie dostrzegł
tego drobnego potknięcia. Każdy skupiony był tylko na sobie.
Najwyższy niepewnym krokiem udał
się do pokoju, dobrze, iż sala, na której odbywało się całe przyjęcie była
stosunkowo blisko od niego.
Jednak, gdy tylko uchylił drzwi,
pierwszym, co zwróciło jego uwagę nie było terrarium. Nie ono, ale łóżko, a
konkretniej to, co znajdowało się na nim.
Władca poczuł, iż w ustach
momentalnie robi mu się sucho jak na pustyni, a oczy zachodzą mu gęstą mgłą. I
naprawdę był już pewien, że zemdleje, ale w ostatniej chwili się opamiętał,
gdyż jego królewska zawziętość wzięła nad nim górę, a wnętrze rozgotowało się z
wściekłości. Na milion procent z czubka głowy buchały mu obłoczki pary.
Ah, no tak, przecież on tak
naprawdę nie obejrzał do końca tego, co doprowadził go do takiego stanu!
Zdjęcia. Mnóstwo zdjęć.
Autorstwa wiedźmy. Na których znajdował się tylko i wyłącznie on. Sęk w tym, iż
został obnażony na nich ze swych królewskich szat, a w specjalnych programach
graficznych podorabiane miał na przykład wielbłądzie kopyta, garby, krokodyle
zęby, a nawet smocze łuski czy ślimacze rogi. Mało tego! Obok nich leżała
karteczka z dopiskiem, który niewątpliwie przelał czarę goryczy, a mianowicie:
„Prawda, że jestem genialna, a możliwości mego laptopa są przeogromne? Jeśli
chcesz, zabierz sobie te zdjęcia na pamiątkę i opraw w ramki. Będziesz miał co
pokazywać swym potomnym!”
Nawet nie wiedział, kiedy posłał
swego zaufanego lokaja z natychmiastową informacją do królewskiego kata o
przygotowanie szubienicy, a uprzednio sali tortur.
Jesteś skończona na amen,
dziewczyno.
Zaiste.
Najwyższy udał się po więźnia…
*
* * *
- A ty aby nie wypiłaś już
troszkę za dużo, Sammi?
Głos Karla odwrócił jej uwagę od
przyglądania się niebieskiej barwie drinka, który znajdował się tuż przed nią. Dziewczyna
z odrazą skrzywiła nos, gdyż nigdy nie lubiła tego koloru z jednego
konkretnego, ale jakże dobrego powodu.
Taki sam odcień miały po prostu
oczy Wellingera.
Przeklęty debil.
Zerknęła na blondyna, który
siedział obok niej. Zdecydowanie wyprzystojniał przez te ostatnie dwie godziny.
Uśmiechnęła się promiennie do
chłopaka, który tylko westchnął głęboko, umożliwiając jej sięgnięcie po
butelkę, która stała tuż koło niego, gdyż uprzednio po prostu ją zabrał.
Jednak niestety krople
przezroczystej cieczy za nic nie chciały wlecieć tam, gdzie powinny czyli do
kieliszka, a kolejne jej nieudolne próby tylko pogarszały całą sytuację.
Jęknęła z niezadowoleniem, gdy butelka momentalnie znalazła się poza jej
zasięgiem.
Kolejny już raz, choć była
dorosła.
I już otwierała usta, już
chciała po prostu nawrzeszczeć na Karla, że może robić co tylko jej się żywnie
podoba, gdy zorientowała się, że – tym razem – to nie on był winowajcą całej
tej sytuacji, gdyż przed nią stał nie nikt inny jak Wellinger we własnej, za
grosz nie skromnej osobie.
- Zwariowałeś?! – krzyknęła,
choć wiedziała, iż to raczej nic nie da, bo w tym jednym, jakże szczególnym
wypadku, obaj z Karlem byli sprzymierzeńcami. Niespodziewanymi, ale jednak.
Postanowiła, że nie będzie przebywać dłużej w ich towarzystwie.
Podniosła się z sofy i bez
żadnych problemów ominęła swego największego wroga, którego perfumy niebezpiecznie
drażniły jej nozdrza. Musiała się przewietrzyć. Teraz. Natychmiast. Zaraz.
- Gdzie ty się wybierasz?
Nie twój zasrany interes.
Oj, nie powiedziała tego?
Szkoda, chyba zapomniała. To wszystko przez to, że głos tego człowieka rozrywał
jej głowę na milion pulsujących żywym ogniem kawałków.
Naprawdę musiała wyjść z tego
pomieszczenia.
I już prawie to zrobiła, prawie
wydostała się z tego tłumu roztańczonych, upitych ludzi i już za moment miała
postawić stopę na stosunkowo neutralnym gruncie, gdy znów poczuła obecność tego
debila. Tuż za sobą.
Zorientowała się, jak wściekłość
zaczyna brać nad nią górę, nawet nie wiedziała, kiedy się odwróciła i spojrzała
na intruza z wyraźnym wyzwaniem.
Jednak rozłoszczony wyraz jego
twarzy podziałał na nią co najmniej uspokajająco, gdyż momentalnie zamknęła się
w sobie, chcąc uciekać od niego najlepiej jak najdalej.
- Widzę, iż postanowiłaś wybrać
się na spacer, słonko. – powiedział niewiarygodnie spokojnym i nieco aż
przesłodzonym tonem – Mam nadzieję, iż nie będziesz miała nic przeciwko, byśmy
udali się na niego razem, prawda?
I nim zdążyła się zorientować,
przerzucił ją sobie przez ramię i zaczął maszerować energicznym krokiem przed
siebie. Tak bez trudu, jakby ważyła tyle co piórko! I nic nie pomogły wrzaski,
uderzenia pięścią w jego plecy, wierzgania nogami. Nic, kompletnie.
W końcu po prostu się podała,
zastanawiając się, gdzie jest najbliższy szpital psychiatryczny i w jakim
czasie ewentualna karetka zdążyłaby dojechać do ich hotelu, by Wellingerowi
nałożyć kaftan bezpieczeństwa.
Bo przecież jego zachowanie nie
było normalne.
Absolutnie.
*
* * *
Książę już niegdyś zorientował
się, iż Sammi siłę miała. Przecież sam doświadczył tego, gdy przyłożyła mu w
pysk za tą nieszczęsną piłkę.
Teraz też musiał nieźle się natrudzić,
by jakimś cudem ją utrzymać, ale mu się udało. Doniósł ją do ich wspólnego
pokoju, a następnie zamknął drzwi na klucz, by dziewczyna nie uciekła z tego
jakże prowizorycznego lochu. Przecież musiał dbać o wszelakie standardy
bezpieczeństwa!
Zrzucił swego więźnia na
podłogę, a sam schylił się pod łóżko, gdyż był niemalże pewien, iż tam ostatnio
zostawił swe królewskie kajdany.
- Co ty najlepszego wyprawiasz?!
Najwyższy westchnął
zdegustowany, gdyż odpowiednich zabezpieczeń nie mógł nigdzie dostrzec, na dodatek ta niegodziwa niewiasta skrzeczała mu
tuż nad uchem. Trzeba jej uciąć język, wtedy problem się rozwiąże, a
przynajmniej powinien.
- A ty co zrobiłaś? - spytał odwracając się w jej stronę. – Sponiewierałaś mój wizerunek!
Tak zdziwionej, ale zarazem
przestraszonej jego nagłym wybuchem złości, wiedźmy nie widział nigdy.
Dziewczyna automatycznie cofnęła się kilka kroków pod ścianę, by znaleźć się
jak najdalej od niego.
Tak? Chcesz zabawy w kotka i
myszkę? Wedle życzenia.
- Co to jest? – Książę ujął w
dwa palce fotografię, na której miał akurat dorobione dwa wielkie kły. Wyglądał
jak ewidentne zombie z taniego horroru,
którego nikt nigdy się nie bał
Dziewczyna popatrzyła na niego,
udając kompletne niewiniątko.
- Twarzowe, prawda? – wyjąkała,
a to pytanie było tą iskrą, którą rozbudziła ogień prawdziwej furii w
Najwyższym. Jeszcze nigdy nikt go tak nie znieważył! Tak nie upokorzył! Tak nie
zdenerwował!
Nim się zorientował, pokonał te
kilka dzielących ich metrów i już miał zamiar wyciągnąć dłoń, by wyrwać jej
serce, ale coś go powstrzymało. Coś, co zatrzymało go dosłownie milimetry od
niej, coś, czego nie potrafił zidentyfikować ani nazwać, coś dziwnego, coś…
Nagle powróciło to, co gnębiło
już od jakiegoś czasu. Ta myśl, która krążyła w jego głowie od kilku ostatnich
tygodni…
Już, Najwyższy, spokojnie,
opanuj się. To tylko ona. Jesteś pijany, nie myślisz racjonalnie…
On jednak doskonale zdawał sobie
sprawę z tego, że tu już wszystko jest przesądzone, a on sam znajduje się na
przegranej pozycji, ale nabrał absolutnej pewności, gdy po prostu ją pocałował.
Tak jakby nigdy nic. Tak jakby
wcale nie byli najgorszymi wrogami.
Tak jakby coś do niej...
To niemożliwe.
A jednak. Niemal fizycznie
poczuł jej zaskoczenie, szok, początkowe odrętwienie, ale po chwili cała bierność minęła, a dziewczyna oddała
pieszczotę z identycznym zaangażowaniem, więc wiedząc, iż raczej nic
nieprzewidywalnego nie powinno się mu już stać, pozwolił sobie na więcej,
kładąc dłoń na jej nagim udzie, (gdyż krótka sukienka dawała duże pole do
popisu), a ustami zjeżdżając na jej szyję.
I może mogli jeszcze to wszystko
przerwać, pewnie tak, ale po prostu nie chcieli, a w chwili, kiedy cienkie
ramiączko spadło z ramienia dziewczyny, oboje czuli, iż nie ma już sensu tego
wszystkiego zawracać.Później wszystko potoczyło się już bardzo szybko.
Królestwo zaś przez tą jedną,
jedyną noc musiało się obyć bez władcy, a pajączki bez swojej kolacji.
________________________Takim oto rozdziałem Madzia świętuje swoją osiemnastkę. :D
Od dziś wszystko mi wolno. Ha! Również wprowadzać takie epizody w opowiadaniach jak ta powyższa końcówka, ale spokojnie...
Taratadaaaaam!...
...
Prawdziwa bomba dopiero zaczęła tykać, a na jej wybuch należy jeszcze trochę poczekać.
Ha!